Nie wiem, jak wy, ale ja bardzo dużą uwagę przywiązuję do słów. Podświadomie reaguję nie tylko na ich znaczenie, ale też cały bagaż kontekstu, siły, skojarzeń, które ze sobą niosą. Odkąd pamiętam nie lubiłam słowa muszę. Kojarzyło mi się z czymś zupełnie sprzecznym z moją naturą, brakiem wolności, przymusem. Oczywiście życie wiele zweryfikowało i pogodziłam się z tym, że muszę jest też elementem codzienności, a co więcej wiem, że czasami muszę coś zrobić, żeby potem móc cieszyć się wolnością. Podobnie było/jest ze słowem powinnam. Nigdy nie lubiłam schematów, zawsze wolałam czuć, że coś mogę (lub nie mogę), niż że powinnam. Być może uprzedzenie do tego słowa wzięło się z podwórka, kiedy kolega Tomek z klatki obok powiedział pewnego dnia, że przecież jestem dziewczynką i powinnam grać w gumę, a nie budować konstrukcje w piaskownicy. A ja naprawdę wolałam budować niż skakać, i w ogóle skąd ten Tomek wiedział, co powinnam, a czego nie. Jak widać mój kucyk z zieloną kokardką był dla niego wystarczającą przesłanką… Z perspektywy czasu i doświadczenia, również i to słowo oswoiłam. Znam swoje granice i wiem, kiedy powinnam iść dalej, a kiedy się zatrzymać, kiedy powinnam mówić dalej, a kiedy zatrzymać słowa dla siebie. Bo to też jest sztuka. Zrozumiałam, że powinnam może mieć naprawdę wiele wspólnego z empatią wobec innych, ale też ze znajomością siebie. To dobre słowo… gdy oczywiście mu na to pozwolimy. 

Co innego czułam zawsze do słów chcę i mogę. 

Bo to wolność, bo to możliwości, milion pomysłów na minutę i brak rzeczy niemożliwych. 

Bardzo długo zwracałam uwagę na to, żeby tak konstruować swoją rzeczywistość, aby móc i chcieć, a nie musieć. Ale życie – jak to życie – pokazało mi i te słowa w innym wymiarze. Wraz z wiekiem – i nie brzmi to okrutnie, ale jakże naturalnie – zrozumiałam, że naprawdę dobrze czasami czegoś nie móc, ba. świetnie jest wiedzieć, czego się nie chce, bo wtedy lepiej rozumie się samego siebie i czego się dla siebie chce. Myślę też, że dobrze jest nauczyć się akceptować to, że czegoś nie mogę i przestać ciągle powtarzać za mentorami różnej maści, że mogę wszystko. Nie, nie mogę i nie muszę móc wszystkiego. Mogę nie móc i to wcale nie czyni mnie gorszą, lepszą: to po prostu element mojego życia. 

Ok…  ja tu o życiu, mentorach, znaczeniach… ale co te wszystkie słowa mają właściwie wspólnego z kosmetykami i pielęgnacją? Więcej niż myślałam. A uzmysłowiłam sobie to kilka dni temu, gdy robiąc sobie wieczorny masaż twarzy pomyślałam, że godzę się z tym, że muszę to robić, żeby wyglądać lepiej, no i, że powinnam to robić regularnie, bo skóra w moim wieku już tego wymaga… ale i tak najważniejsze znaczenie i najbardziej na mnie działa świadomość, że chcę sprawić sobie codzienną dawkę przyjemności za pomocą mojego ulubionego kremu i że mogę tym samym nie tylko poprawić stan swojej skóry, ale i swoje samopoczucie. Moje muszę i powinnam wcale nie jest takie złe, ale gdy dodam do tego chcę i mogę, od razu nawet codzienna pielęgnacja nabiera mocy 😉

Dlatego życzę i sobie i Wam: pamiętajmy o tym, jak wiele zależy od naszego nastawienia, ale też, że to my nadajemy słowom sens. 

Related posts

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Do góry
Awesome Cosmetics

Kosmetyki naturalne

Z natury szukamy, tego co najlepsze.
Śledź nas na social mediach